borys_javir: (обернув ся)
Boris Javir ([personal profile] borys_javir) wrote2020-11-24 09:16 pm

Zanikająca Galicja | kuriergalicyjski.com

 
kuriergalicyjski.com

Zanikająca Galicja

Borys Jawir

z archiwum autora

Rozważania w obrazach i historiach

Czas jest nieubłagany… Wydaje się, że przemija, zabierając nas ze sobą, ale tak nie jest. To nie czas przemija, lecz my przemijamy, przemija znany nam świat. A ponadto sami pomagamy mu zanikać. Zabieramy ze sobą wszystko, co jest nam drogie, znane. Nowe zaś pokolenia przychodzą na tę błogosławioną (czy przeklętą) planetę i przynoszą coś nowego, coś niezwykłego, lecz też czasem po prostu dobrze zapomniane, stare… Przeszłość szybko odchodzi w niebyt. Kto się jej chwyta – zostaje ofiarą czasu. Ale czy usprawiedliwione jest przerywanie nici tej więzi pomiędzy przeszłością i przyszłością, co tak lekko czyni współczesny człowiek?

Lubię podróżować. Często fotografuję stare chaty, szopy, chlewy, obory czy inne zabudowania. Mają przeważnie po sto i więcej lat. Większość z nich od dawna stoją opuszczone, niezamieszkałe. Takie sobie muzea pod otwartym niebem, zarastające chwastami, trawą i mchem. Świadkowie czasów dla nas niedostępnych, świadkowie wydarzeń, o których jedynie słyszeliśmy, świadkowie, zagubieni we Wszechświecie…

Dlatego przed półtora wiekiem na świecie zaczęła się szerzyć fotografia. Dokonała przewrotu w sztuce i umożliwiła ludziom uchwycenie chwili, która już nigdy nie powróci. Początkowo były to odbitki czarno-białe, a z czasem kolorowe ilustracje zapełniły łamy prasy, książek, albumów. Czas jednak wykazał, że ani one, ani wideo nie są w stanie oddać pełni tej chwili, którą łowią. Wspomniane technologie są jedynie kluczem do wrót pamięci, za którymi ukryte są kłębki wspomnień i skojarzeń. Zbieram te klucze. Klucze z ludźmi, przyrodą, architekturą. Może po stuleciach pojawią się inne technologie utrwalenia chwili, ale jak my spoglądamy na dziewiętnasto czy dwudziestowieczne fotografie, tak nasi potomkowie będą oglądać nasze zdjęcia. W oczach nieznanych ludzi zobaczą radość i smutek, ból i szczęście, dawno zapomniane historie – cały dramatyzm epoki, o której może też będą mówić „stare dobre czasy”. Podobnie jak my określamy epokę naszych dziadków i pradziadków…

Wioski Opola
zdjęcia z archiwum autora

Kiedyś Jakub Głowacki (Jakiw Hołowacki, jeden z założycieli „Ruskiej Trójcy” – red.) uważał, że Opole to kraina rozciągająca się na północny wschód od Zbaraża oraz na wschód – aż po Zbrucz. Wiadomo, że nie ma określenia etnicznych regionów wschodu Galicji, ale sam fakt, że Zbrucz na przełomie XX i XXI w. był wschodnią granicą galicyjskich narzeczy i zachodnią granicą narzeczy podolskich, pozwala utrzymywać, że te ziemie są nieodłączną częścią Galicji, a nie jakiegoś sąsiedniego kraju. Stąd za Głowackim będę określał tereny obecnego obwodu tarnopolskiego jako Opole.

Wschodnie Opole, tak mi bliskie, jeszcze jakoś zachowuje swój koloryt z przełomu XIX i XX wieków, które miasta już często utraciły. Ale ten ledwo wyczuwalny duch zanika również po wsiach. Przed dziesięciu laty, gdy z przyjacielem poszukiwaliśmy miejsca na obóz dla płastu (ukraiński odpowiednik harcerstwa – red.), droga zaprowadziła nas do miejscowości Krzywe koło Kozowej. Gdy mój towarzysz nie potrafił porozumieć się językiem literackim z kobietą z Rady wioski, poprosił mnie o pomoc. Zacząłem rozmowę po galicyjsku i kobieta z radością mi odpowiedziała:

– Jyk budete szły tow dorohow – tu machnęła ręką na zachód, za wieś, – to wyjdete w lis, de za starow chatow lisnyka w dołyni jy dżereła.

Poszliśmy we wskazanym kierunku i niebawem byliśmy koło chatki…

Wskazane źródła znaleźliśmy. Wprawdzie dla obozu były nieprzydatne, ale stara chatka na długo zapadła mi w pamięci. Stała się niby punktem wyjścia dla mojego zainteresowania starożytnością.

Zachwycony starą książęcą Trembowlą, która ma swój początek podobno w połowie pierwszego tysiąclecia n.e., często zwiedzałem okolice. W Mikulińcach dość dobrze zachował się zamek i pałac. Pamiętam, że pragnienie gasiłem tam kwasem chlebowym. Gdy szedłem do browaru produkującego ten napój, ujrzałem starą chatę na stoku. Ktoś tam jeszcze mieszkał, ale z pewnością już nie długo. Ściana od strony pomieszczeń gospodarskich już zawaliła się, a i dach był w nie najlepszym stanie. Na dworze wybuchła wiosna – a ktoś w chatce przeżywał jesień lub zimę swego życia.

W wiosce Dereniówka koło Trembowli obok drogi do zamku w dawnym Janowie (ob. Dolina) można zobaczyć wiele starych chat. Chociaż wiele z nich są już „uwspółcześnione” i mają przybudówki, to część z nich zachowała się w stanie z przełomu stuleci. Jeśli się dotrze tam deszczową chłodną porą, można odnieść wrażenie, że nie ma tam ludzi i że jest się poza cywilizacją – taka tam cisza wokoło.

Podobnych chatek wokół Trembowli jest wiele. Część jest jeszcze zamieszkała, ale część świeci pustką, zaglądając w dusze niewdzięcznych potomków. Czasami wydaje się, że takie chaty mają duszę i żyją swoim życiem, przyjmując pod swój dach jednych, a wyrzucając innych. Z czasem się męczą i…

Przed dziesięciu laty w deszczową wiosenną pogodę odwiedziłem wioskę Liczkowce i szczyty Miodoborów koło niej (ośrodek kultu nad Zbruczem). Jest tam odnowiony pałac Timelmana, kilka zabytków i stary kościół na górze zamkowej. Koło kościoła stoi poczta i budynek Rady. Naprzeciwko świątyni – „pomnik” niezależności Ukrainy – tak określam budowle, zaniedbane w niezależnej Ukrainie. Wieje od nich smutkiem i rozczarowaniem. Nieco dalej, przy drodze na górę Bohit (dawna świątynia pogańska z przełomu pierwszego i drugiego tysiąclecia n.e.) leży pod otwartym niebem całe obejście-muzeum z XIX wieku. Dość dobrze zachowały się chata, spichlerz, chlew i piwniczka. Z roku na rok na podwórzu jest coraz więcej zarośli i postępuje rujnacja. Teraz nie jest to już urocze obejście, które widziałem jeszcze tuż po roku 2000, lecz smutny symbol wzrastającego „dobrobytu”.

Przed kilku laty zapuściłem się na rowerze w kierunku Brzeżan w poszukiwaniu terenu pod kolejny obóz płastunów. Podoba mi się bardzo Środkowe Opole na zachód od Złotej Lipy. Przemierzając trasę Brzeżany – Malinówka – Narajów – Leśniki, widziałem w Narajowie wiele starych domów i obejść, które dość dobrze zachowały się i były zamieszkane. Historia miejscowości wpisuje się w klasyczny schemat: niegdyś było to miasteczko z zamkiem i pałacem, ale przyszły bezlitosne czasy i widocznie położenie nie było tak pomyślne jak Brzeżan, więc miasteczko zanikło.


Starych budowli w Narajowie jest tyle, że wydawało mi się przez chwilę, iż trafiłem do wieku XIX: drewniane szopy, malowane błękitnym wapnem chaty, stare płoty, kopy siana, polne drogi i ludzie na polach, pracujący jak dawniej – bez żadnej techniki, a tylko kosą, motyką i pługiem ciągnionym przez konika… A wokół – lato i kwitną lipy…

Chciałoby się zostać tu na zawsze, na wieczność, malować pejzaże oświetlone słońcem i inkrustowane zielenią lasów. Gdybym był galicyjskim Cézanne`em, rozsławiłbym ten kraj, tę środkowo-słowiańską Prowansję w swoich obrazach.

Do Załuża trafiłem z przyjaciółmi przed wielu laty. Wioska była i jest bliskim przedmieściem Zbaraża, kolejnej stolicy książęcej. Można tu iść ulicą miasteczka i ani się spostrzec, że jest się już na wsi. Lub też na odwrót. W okolicach Załuża są pieczary – świątynie pogańskie, badając je, sfotografowałem kilka starych dworów.


Wioska to istne muzeum! Wiele tu zabudowań konstrukcji przysłupowej. Są tu chaty całkowicie drewniane, są z glinianymi ścianami, plecionymi z żerdzi i wypełnione gliną. Prawie wszystkie są w stanie krytycznym i spokojnie oczekują swego końca. Większość z nich to wielkie, solidne, budowane na wieki domy. Przy odpowiedniej trosce mogłyby stać jeszcze lata, mógłby tu powstać państwowy lub prywatny skansen przynoszący dochód z organizacji imprez, świąt, sesji zdjęciowych itp. Mogłyby być… a tymczasem stają się niemymi anachronicznymi świadkami minionych stuleci.

 

Skałat z okolicami

zdjęcia z archiwum autora